Już po raz czwarty witam wiosnę na biegowo, podczas Krakowskiego Półmaratonu Marzanny. To świetna okazja żeby zrobić coś dobrego dla innych, ale także żeby przetestować siebie przed nadchodzącym sezonem biegowym.
O BIEGU
Krakowski Klub Biegacza „Dystans”, wraza z Zarządem Infrastruktury Sportowej w Krakowie zorganizowali już 15. edycję. topienia marzanny! W tym roku odbywało się to… w przeręblu, bo aura była raczej styczniowa. Na termometrze -8 st. C, ale przez silny wiatr miało się wrażenie, że jest -15 st. C. Niemniej, bieg odbył się bez względu na warunki… i wyszło całkiem nieźle!
Idea Półmaratonu Marzanny to propagowanie sportu, miasta Krakowa, ale również pomoc potrzebującym. Dochód z biegów przeznaczany jest na pomoc podopiecznym Fundacji wspierania kardiochirurgii dziecięcej Schola Cordis.
KRÓTKA RELACJA
Biuro zawodów, jak co roku, usytuowane było w hali stadionu przy ul. Reymana. Na wjeździe pierwsza niemiła niespodzianka – parking od ul. Reymonta wyglądał jak plac do ćwiczenia poślizgów – totalna szklanka. Na szczęście ok. 18:00 nie było wielu samochodów… Udało się bezboleśnie i szybko odebrać pakiet. W biurze zawodów było trochę stoisk, w tym pełne stoisko od ALE ENERGY, na którym można było się wyposażyć w najlepsze żele. Do tego sporo stoisk z odzieżą biegową – zwykłą i kompresyjną. Ja miałem wszystko, czego było mi trzeba, więc nie spędziłem w biurze zawodów wiele czasu.
W niedzielę rano patrzę na termometr… uuuuuu, szału nie ma. -8 st. C. I jak tu się ubrać żeby było dobrze? Do biegu wiem, że założę 1. warstwę sprawdzonego Brubeck Thermo, a na to wiatrówka. Jednak jeszcze przed biegiem trzeba z 30-40 minut wytrzymać. No nic, potruchta się i jakoś to będzie…
Nie było „jakoś”… Wysiadając z autobusu o 10:15, poczułem jak mocny, arktyczny wiatr przenika mnie na wskroś. No to pięknie. Przebiegłem się 1,5 km do linii startu, trochę potruchtałem w miejscu, po czym zawinąłem się szybko do biura zawodów, bo na tym mrozie nie dało się wytrzymać. Wyszedłem na zewnątrz dopiero ok. 10:45 – w sam raz żeby jeszcze się dogrzać i ustawić blisko startu, już w rozgrzanym tłumie. Dopiłem ostatni łyk ALE Pre-Workout, który miał zapewnić mi kopa na tym mrozie i doszedłem na start.
W tłumie zamieniłem kilka słów ze znajomymi biegaczami i zaraz zaczęło się odliczanie. No, zaraz się zrobi ciepło!
Organizatorzy nie przedłużali i chwała im za to. Widzieli, żę lekko marzniemy. Ruszyliśmy prawie punktualnie. Pierwsza linia od razu narzuciła tempo. Ja też poszedłem mocno, za mocno nawet, ale po chwili wyrównałem tempo do swoich założeń. Nie liczyłem na lepszy czas niż rok temu, ale chciałem skończyć poniżej 1h30min – pod warunkiem, że na bulwarach nie będzie ślizgawki.
Na szczęście trasa była ładnie odśnieżona i przygotowana. Na bulwarach było sucho, więc można było biec. Mięśnie szybko się zagrzały, brubeck i wiatrówka idealnie się sprawdziły. Jedyne co przeszkadzało to koszmarny wiatr i zimno. Wszyscy przede mną buchali parą jak lokomotywy, a wiatr siekł w twarz i zatykał płuca. Biegacze zaczęli się zbierać w grupy, chroniąć się wzajemnie przed wiatrem, jak kolaże w peletonie.
Pierwsze 10 km to była walka pod wiatr. Wyczekiwałem jak zbawienia Kładki Bernatka, bo to był półmetek, od którego czekał nas powrót i nareszcie trochę biegu z wiatrem. Pierwsza połówka zmęczyła mnie mocno, ale cały czas trzymałem tempo. Na 11 km wciągnąłem żel (dobrze, że żele ALE mają tak fajną konsystencję, że nie trzeba popijać!) i po chwili „kopnęło”. Śmignąłem dalej.
W okolicy 15-tego kilometra zaczęła się walka. Niby już blisko do mety, bo jesteśmy prawie na błoniach, ale jeszcze 6 km do mety. W ubiegłych latach, w tym miejscu to już była prawie „ostatnia prosta”, ale w tym roku jeszcze troche po błoniach mieliśmy nabiegać. Co chwilę musiałem przypominać sobie o pracy nóg, rąk i postawie. Kiedy docisnąłem nogi, okazało się, że jest w nich jeszcze sporo mocy. Kilkakrotnie musiałem korygować technikę, bo za każdym razem siadała po chwili nieuwagi.
Kiedy wbiłem 20-ty kilometr, wiedziałem, że jestem prawie w domu. Czas na zegarku pokazał, że spokojnie zrobię poniżej 1h30min… ale można to było jeszcze spieprzyć. Zebrałem się w sobie i ostatnią prostą do mety pocisnąłem ile tylko miałem sił. Mata do pomiaru czasu piknęła, kiedy na zegarku miałem 01:28:17!! Nagle wszystko się zatrzymało i znowu mogłem oddychać!!
WNIOSKI I PRZEMYŚLENIA
Organizatorzy biegu słuchają biegaczy i wyciągają wnioski, przynajmniej częściowo. Chcieli dobrze i odwrócili metę, bo w poprzednich edycjach zawsze do mety biegło się pod wiatr. Pech chciał, że w tym roku wiatr wiał w drugą stronę!!! I znowu biegliśmy pod wiatr! Nawet dwa razy!!
W innych kwestiach, organizatorzy nie wyciągają wniosków. Tak było z posiłkiem regeneracyjnym… Niestety, wolontariusze na mecie, rok w rok, nie są zorientowani w kwestiach logistyki i dopiero któraś kolejna osoba była w stanie mi powiedzieć, że posiłek można zjeść… CHYBA(!)… w biurze zawodów. No, słabo. Z jednej strony rozumiem – posiłek pod dachem, w cieple. Z drugiej strony, bliżej miałem do autobusu do domu. Na mecie dostałem ciastko, więc wsunąłem je szybko, popiłem izotonikiem i popędziłem do domu żeby tam coś zjeść. Byłem rozgrzany i spocony i chciałem jak najszybciej zejść z tego mrozu.
Poza tymi uwagami, cała reszta – wzór. Dobrze zorganizowane biuro zawodów, szybki odbiór pakietów (niestety pakiety z roku na rok coraz słabsze i coraz mniej „eco” – w reklamówce chip, numer, batonik(!) oraz pokaźny stos ulotek – rozumiem, że sponsorzy itp. ale trochę niesmak jest…). Trasa była dobrze zabezpieczona i oznaczona, zrezygnowano też z biegu przez ścisły rynek, dzięki czemu uniknęliśmy niepotrzebnych kolizji z przechodniami.
No i największe podziękowania dla… pleców biegaczy przede mną! Dzięki Wam za tę ochronę przed wiatrem! Gdybyście mieli numery na plecach, podziękowałbym Wam z imienia ;P
A tak z całą powagą: wielki szacun dla wolontariuszy i wszystkich, którzy dbali o nas na trasie! My biegliśmy i byliśmy rozgrzani, ale wolontariusze stali na tym mrozie przez kilka godzin, tylko po to, żebyśmy mieli wszystko co trzeba i dobiegli bezpiecznie do mety. Dzięki Wam z całego serca!!
WYNIKI
W biegu wzięło udział ok. 4000 uczestników. Ja zająłem 174. miejsce OPEN i 91. miejsce w kategorii M30. Na poszczególnych dystansach, wyniki najlepszych biegaczy i biegaczek prezentowały się następująco:
Półmaraton:
1. CZERWIŃSKI ADAM 01:10:25
2. CZARNECKI ARTUR 01:10:40
3. BĄK MICHAŁ 01:12:48
…
174. SUSKI MARCIN 01:28:17
10 km:
1. LEPIARZ SYLWESTER 00:31:10
2. ŚWIERDZEWSKI DAMIAN 00:31:11
3. WOŹNIAK JAKUB 00:31:13
Pełne wyniki można znaleźć tutaj.