Zaczęło się. Właśnie minąłem szczyt, będący dokładnie połową trasy Barana i zabieram się do długiego zbiegu w dół. Z początku szlak jest szeroki, miejscami usiany kamieniami, które nieco spowalniają, ale staram się po nich sprawnie przeskakiwać. Z każdym kilometrem droga zwęża się i zarasta zielenią, aż zmienia się w wąską ścieżkę wcinającą się w coraz gęstszy las. Jadę tym wąskim torem, jak samochodzik Hot Wheels, lawirując na zakrętach i uchylając się przed podstępnymi gałęziami.
KRÓTKO O BARAN TRAIL RACE
Baran Trail Race to nowy bieg górski, zorganizowany 15.09.2018 w Beskidzie Śląskim, w połowie września. Organizator (Michał Loska) umiejscowił bazę biegu w Węgierskiej Górce, a koronnym szczytem biegu jest Barania Góra (oraz, na długiej trasie, Hala Lipowska). To dopiero druga edycja tego biegu, a Michał przyciągnął już naprawdę sporo chętnych, w tym naprawdę mocne nazwiska. Dobra reklama, świetna lokalizacja, dopracowana organizacja i świetny klimat biegu – to składowe tego sukcesu.
W ramach tej edycji Baran Trail Race, można było wziąć udział w biegu na dwóch dystansach:
- BTR CLASIC 25 KM – 25 km, +/- 1290 m
- BTR ULTRA 60 KM – 57,5 km, +/- 2344 m
JESIEŃ W GÓRACH
Otworzyłem oczy i w otulającej mnie szarości poranka próbowałem się zorientować, co mnie obudziło. W ciszy śpiącego domu coś stukało równomiernie… to krople deszczu tłuką w okna. Gdyby nie fakt, że za chwilę zaczyna się Baran Trail, z radością przywitałbym taki leniwy, jesienny poranek w górach. Ale nie tym razem.
Wstałem, ogarnąłem się i po kilku minutach kręcę już w kuchni tradycyjną, przedbiegową owsiankę. Obok paruje już świeżo zaparzona, aromatyczna kawa, której sam zapach budzi mnie do życia. Co by się tam za chwilę nie działo – będzie dobra zabawa! Z tą myślą ruszam chwilę później w drogę!
NA BARANIĄ GÓRĘ
Szuranie wycieraczki o przednią szybę samochodu ustaje jeszcze przed Węgierską Górką. Ufff… Można będzie ruszyć bez kurtki. Na starcie już zebrał się spory tłum. Krótka rozgrzewka, odprawa (trasa podobno mokra, śliska i miejscami niebezpieczna), przybicie piątki znajomym i ruszamy. Przebiegając promenadą, wspominam Beskidy Ultra Trail sprzed 2 lat, kiedy to tutaj zorganizowany był punkt odżywczy na 70-tym kilometrze. Ale wtedy był żar…
Teraz dopiero zaczynam bieg, a nogi mam świeże. Pierwszy kilometr podbiegam, a dalej, kiedy robi się stromo i ślisko, idę mocno i szukam okazji do podbiegnięcia. Ciągle jednak uważam żeby się nie zarżnąć na wstępie. Pamiętaj, chłopie – taktyka.
Deszcz zrobił swoje i nawet mocny bieżnik butów niekiedy ślizga się po błocie. Salomony szybko zmieniły kolor z radosnej, soczystej limonki na brunatne, przejrzałe awokado. Staram się nie stracić z oczu biegaczy przede mną i to pomaga mi utrzymać tempo. Szybko jednak stawka się rozciąga, a odległości między zawodnikami zwiększają. Napieram jak tylko mogę i już niedługo docieram do punktu odżywczego. Macam softflaski i czuję, że zostało jeszcze sporo wody, więc łapię tylko w locie kawałek arbuza i naginam dalej.
JAK DZIECKO WE MGLE
Z czasem robi się coraz bardziej sucho, a w szarej kurtynie zaczynają pojawiać się dziurki, przez które wpadają promienie słońca. W momencie, w którym wdrapuję się na Baranią Górę i mijam wieżę widokową, czuję na plecach przyjemne, ciepłe łaskotanie – słońce wygrało batalię, a szarość zaczęła się rozpływać.
Z GÓRKI…
Zaczęło się. Właśnie minąłem szczyt, będący dokładnie połową trasy Barana i zabieram się do długiego zbiegu w dół. Z początku szlak jest szeroki, miejscami usiany kamieniami, które nieco spowalniają, ale staram się po nich sprawnie przeskakiwać. Z każdym kilometrem droga zwęża się i zarasta zielenią, aż zmienia się w wąską ścieżkę wcinającą się w coraz gęstszy las. Jadę tym wąskim torem, jak samochodzik Hot Wheels, lawirując na zakrętach i uchylając się przed podstępnymi gałęziami.
Dobiegam do punktu odżywczego na 17-tym kilometrze. Poza jednym momentem, w którym zahamowałem komuś na podwórku, prawie parkując w stodole (właściciel posesji na szczęście potraktował to z uśmiechem i nie poszczuł mnie żadnym Cerberem), obyło się bez przeszkód na trasie. Tym razem napełniłem softflask wodą, a nawet poczęstowałem się kostką czekolady. Podziękowałem za gościnę i wystrzeliłem na szlak. Chwila gwałtownego zbiegu w dół, hop przez rzekę… i wyhamowałem na górce.
Spojrzałem na profil trasy. Tak, za chwilę powinno być jeszcze podejście przed ostatecznym zbiegiem. Ale to jeszcze za wcześnie. Miałem rację, bo zaraz się wypłaszcza i znowu biegnę. Słońce nabrało mocy, a wraz z nim las nabrał życia i koloru soczystej, ciepłej zieleni. Sama radość z takiego biegu.
MOCNO DO KOŃCA
W pewnej chwili Las wypluwa mnie na szeroką, szutrową drogą. Staję i rozglądam się wokół. Po prawej stronie dostrzegam żółte taśmy Barana i jakąś zbłąkaną duszę. Dobiegam do zagubionego kolegi i razem odnajdujemy ponowne wejście na szlak. Tym razem to już na pewno ta górka. Zaczyna się ostro, ale to już 20-ty kilometr. Zagryzam zęby, zaciskam dłonie na udach i z całych sił pedałuję do góry – postanawiam poradzić sobie z tą górą na pełnym gazie. Pompuję na ręcznym wspomaganiu, a mięśnie pracują jak dobrze naoliwiona maszyna. Ciągle czuję siłę i cieszę się tym jak dziecko. Jeszcze moment i leśna ścieżka łagodnieje, a ja puszczam nogi i wydłużam krok.
Ostatnie kilometry to już czyste szaleństwo . Tętno szaleje, w uszach dudni, płuca nie wyrabiają. Nogi czują asfalt i gdyby tylko mogły, zaczęłyby klaskać. Mijam na zbiegu jednego biegacza, potem kolejnego. Drzewa i budynki tylko migają i znikają za plecami. Już słyszę harmider na mecie. Przede mną pojawia się jeszcze ktoś. Dogonię go, a co!
Doganiam zawodnika dopiero na ostatnich serpentynach i mijam go na mostku. Potem już promenada i doping. To już ostatnie metry. Zbiegam z promenady i odwracam się – nikt za mną nie biegnie. Noooo, to teraz luuuuuzik i cieszę się ostatnimi metrami biegu.
DANE I LOGISTYKA
Dystans: 25 KM
Przewyższenie: +/-1290 m
Spalone kalorie: 2053 kcal
Spożyte kalorie: 1320 kcal
Średnie tempo: 6:10 min/km
Punkty żywieniowe:
6,2 km – woda, owoce
17 km – woda, owoce, izotonik
Sprzęt:
-
- buty: Salomon Sense Ride
- odzież: skarpety kompresyjne Brubeck, spodenki kompresynje Compressport, daszek Compressport, koszulka Brubeck 3DRunPRO, plecak Salomon ADV 12 SKIN SET, Garmin Fenix 5
- plecak: softflask 0,5l z izotonikiem, softflask 0,5l z wodą, kurtka przeciwdeszczowa Salomon Bonatti PRO WP, folia NRC, telefon, bandaż elastyczny, kubek, buff, żele i batony ALE.
- Jedzenie (~1200 kcal): Przed startem: owsianka (3 godziny przed), banan (45 minut przed), garstka bakalii = ~460 kcal
- na trasie: 3 żele ALE (~330 kcal), plaster arbuza (~10 kcal) = ~340 kcal
- posiłek regeneracyjny: makaron z pomidorami (~200 kcal), szakszuka (~200 kcal) = ~400 kcal
- Nawadnianie (~120 kcal):
- 0,7 l wody (uzupełniona na drugim punkcie)
- 0,5 l izo = ~120 kcal
Strategia:
- Odżywianie – wczesne śniadanie – owsianka ok 07:00, potem banan ok 09:00. Na trasę biorę żele i rezerwowo baton. Planuję jeść co ok. 30 minut, tylko żele dla szybkiej energii. Na punktach uzupełniam softflaski może złapię jakiegoś banana.
- Nawadnianie – Regularnie, małymi łykami.
- Taktyka – Z początku aktywnie, ale na hamulcu pod górę. Jak dobiję do punktu odżywczego, zaczynam się rozpędzać, a na zbiegu (od 17 km) już mocno do końca
Wnioski:
- Warunki – Rano mokro, chociaż na starcie już nie pada. Na początku trasy błoto, a w wyższych partiach mgła. Temperatura fajna do biegania. Ok. 11:00 wyszło słońce i zbiegało się już w cieple. Warunki do biegania super.
- Tempo – Dokładnie według planu. Na początku pod górę mocno, ale na hamulcu, żeby się nie przegrzać. Na Punkcie odżywczym nie uzupełniałem wody, tylko złapałem kawałek arbuza i w dalszą drogę. Zacząłem nabierać tempa i w mieszanym terenie dotarłem na Baranią Górę. Stamtąd w dół (poza jednym podejściem) z każdym kilometrem coraz szybciej. Energii starczyło do samego końca.
- Odżywianie – Zjadłem tylko 3 żele, ale nie brakło mi energii, więc więcej nie było trzeba (miałem jeszcze 2 żele w rezerwie). Mimo, zjadłem mniej niż spaliłem (według zegarka), trzeba pamiętać, że organizm korzysta jeszcze z własnych zapasów. Piłem również regularnie, a dzięki temu, że rano było chłodno i wilgotno, nie zeszło tyle napojów ile zwykle. Pierwszy punkt odżywczy ominąłem i nie traciłem czasu na napełnianie softflasków.
ORGANIZACJA I PODSUMOWANIE
Biuro zawodów w hali widowiskowo-sportowej w Węgierskiej Górce to bardzo dobre miejsce. W samym budynku jest sporo miejsca, można skorzystać z kilku toalet oraz prysznica po biegu. Na hali można nawet położyć pokotem trochę chłopa, więc jak ktoś naprawdę nie ma gdzie spać… ;)
Start i meta, położone przy promenadzie, ale na sporej, trawiastej powierzchni, dają fajne, „piknikowe” poczucie. W ciągu dnia, po promenadzie chodzi sporo ludzi, więc mamy naturalny doping dla finiszujących.
Sama trasa jest dobrze oznakowana i trzeba naprawdę się zagapić żeby się pogubić. Nie było żadnego kombinowania i obchodzenia szlaków – trasę krótką jedziemy w sumie trzema szlakami. Prosto i bez udziwnień.
No i ludzie. Ostatni, ale najważniejszy element. Michał Loska zebrał grupę fajnych, młodych, luźnych osób i wszyscy razem zadbali o nasze bezpieczeństwo i komfort na trasie. Byli tam gdzie trzeba i pomagali jak trzeba. Oczywiście, odpowiednie służby medyczne również czuwały, choć mam nadzieję, że wynudzili się niemiłosiernie ;) W każdym razie – organizatorom, wolontariuszom, sponsorom i wszystkim zaangażowanym w Baran Trail Race – chylę czoła i bardzo dziękuję!
STATYSTYKI
W Baran Trail Race 60 wzięło udział 100 zawodników. W Baran Trail Race 25 wystartowało 317 uczestników. Ja ukończyłem na 15. pozycji OPEN, z czasem 02:36:30. Tu znajdziesz wszystkie moje wyniki.
Wyniki najlepszych przedstawiają się następująco:
Mężczyźni:
1. Bartosz Gorczyca – 01:58:07
2. Kacper Kościelniak – 02:07:27
3. Tomasz Skupień – 02:09:51
…
15. Marcin Suski – 02:36:30
Kobiety:
1. Kinga Gomołysek – 02:42:12
2. Iwona Flaga – 02:51:04
3. Marzena Ogierman-Dykas – 02:53:49
Pełne wyniki Baran Trail Race tutaj.