ROZTRENOWANIE
W tym roku potrzebowałem konkretnego roztrenowania. Po intensywnym sezonie biegowym z dużymi dystansami, nogi zaczęły się dopominać o trochę luzu. We wrześniu balansowałem już ostro na granicy przetrenowania, a mój plan biegowy zakładał jeszcze dwa potężne dystanse – Ultrajanosik i Beskidy Ultra Trail. Ten pierwszy poszedł jeszcze zgrabnie, ale po biegu potrzebowałem więcej czasu na regenerację. Praktycznie cały wrzesień przetruchtałem regeneracyjnie, żeby tylko dotrwać do BUTa.
Na BUTcie, przy bardzo wymagającym terenie, przekroczyłem już tę cienką granicę przetrenowania i wszystko się posypało. Musiałem skrócić dystans, a potem zdecydować się na dłuższy odpoczynek. I tak upłynął cały październik…
REHABILITACJA
Pierwszy tydzień po biegu to absolutny odpoczynek. Potem zaczęło się rolowanie, rozciąganie i rozluźnianie nóg i bioder oraz walka z zapaleniem troczków mięśni prostowników palców stopy. Te były w najgorszym stanie – to właśnie one siadły na biegu i powodowały ból w okolicy piszczeli przez blisko 10 godzin biegu.
Po tym, jak dałem nogom trochę luzu, przyszedł czas na analizę sytuacji i podjęcie decyzji. Zwykle po sezonie robię 1-2 tygodnie roztrenowania, kiedy to jeżdżę na rowerze, chodzę na saunę, trochę pływam. Po tym sezonie czułem się mocno styrany, więc zdecydowałem dać sobie cały miesiąc luzu. Wiedziałem, że kondycja poleci na łeb na szyję, ale lepiej dobrze się zresetować niż później walczyć z niedoleczonymi przeciążeniami.
WAKACJE
W drugiej połowie października wyleciałem z żoną do Tajlandii! To wymarzone wakacje, które przekładaliśmy już trzeci rok – zawsze był zły moment. Tym razem się nie daliśmy! Jestem zakochany po uszy w tajskiej kuchni i cieszyłem się jak dziecko, że wreszcie polecę tam i zobaczę jak to wygląda w rzeczywistości – bez żadnego europeizowania dań, po prostu tak, jak oni sami gotują dla siebie!
Oczywiście spakowałem ubrania biegowe – roztrenowanie roztrenowaniem, ale nie potruchtać po tajskej plaży o wschodzie słońca? NO WAY!
Tajlandia okazała się idealnym miejscem na moje roztrenowanie. Cały czas byłem w ruchu – robiłem dziennie przynajmniej 20 km na nogach, zwiedzając i poznając coraz to nowe zakątki kraju. Przy tym w ogóle nie biegałem. Kiedy polecieliśmy na południowe wyspy, miałem okazję kąpać się w morzu, kajakować i nurkować... no dobra, nie mogłem się oprzeć i pobiegałem też po plażach! Żółwim tempem, na całkowitym luzie, ale jednak :)
Zaraz przed wyjazdem zacząłem też kurację witaminową, którą zawsze robię sobie po zamknięciu sezonu biegowego. Przez cały czas w Tajlandii szamałem witaminy i minerały i z każdym dniem czułem się coraz lepiej. Do tego super aromatyczna i pikantna tajska kuchnia, świeże owoce i warzywa tropikalne, odświeżające świeże soki i shake’i – bomba!
CZAS POWROTÓW
Z Tajlandii wróciłem zresetowany, zarówno w głowie jak i w ciele. Listopad to będzie powolne wracanie do regularności – na razie krótkie, luźne biegi dla odzyskania kondycji i odbudowania wydolności. Zapewne będzie też więcej ćwiczeń ogólnorozwojowych żeby odbudować siłę mięśni – wydolność zawsze wraca szybciej niż siła mięśni.