Wrzesień był niejako miesiącem rozczarowań. W lipcu i sierpniu miałem dużo startów, w tym ultramaraton górski „Chudy Wawrzyniec„, który był zwieńczeniem przygotowań z pierwszej połowy roku. We wrześniu miałem zaplanowany tylko jeden luźny start w Beskidzie Wyspowym (Noraftrail – Zalesie). Niestety nie udało się wystartować z przyczyn prywatnych (a w sumie i pogoda nie dopisała, więc nie żałowałem za bardzo). W drugiej połowie miesiąca śledziłem ciekawe wydarzenia biegowe (Festiwal Biegów – Krynica, 37. PZU Maraton Warszawski) i obiecałem sobie, że w przyszłym roku zaliczę oba te starty – Maraton Warszawski będzie dla mnie powrotem do początków, ponieważ właśnie w tym maratonie miałem swój debiut w 2013.
Poza tym miesiąc minął spokojnie na regularnych treningach z myślą o Maratonie Bieszczadzkim.
MIESIĄC W LICZBACH
We wrześniu przebiegłem dystans 203 km, więc bardzo podobnie jak w sierpniu. Z jednej strony czuję pewien niedosyt, z drugiej jednak każdy wolny dzień od biegania poświęcałem na treningi interwałowe crossfit (pomarańczowe treningi na zdjęciu poniżej).
Dystans: 203,71 km / Czas: 21:48:12 / Kalorie: 12 281 kcal
WYZWANIA WRZEŚNIA
We wrześniu postawiłem na wzmocnienie nóg i mięśni głębokich tułowia dla poprawy stabilizacji. Wszystko pod kątem październikowego biegu górskiego. Treningi biegowe zawierały mniej podbiegów, za to dwa dłuższe wybiegania (26km i 28 km), a poza tym właśnie ćwiczenia HIIT (High Intensity Interval Training) – intensywne ćwiczenia interwałowe celujące w różne partie ciała, głównie nogi i tułów. Ćwiczenia obejmowały 3-4 serie po 4-5 ćwiczeń wielostawowych z obciążeniem. Taki trening wzmacnia mięśnie ale powoduje również niezwykle mocny wysiłek dla organizmu i napędza metabolizm, dzięki czemu jeszcze wiele godzin po treningu organizm działa na zwiększonych obrotach.
Organizatorzy maratonu bieszczadzkiego zrobili uczestnikom niespodziankę i bluzę z pakietu startowego wysłali już we wrześniu i na jesienne warunki będzie jak znalazł!
CO DALEJ?
Październik to w zasadzie tylko jeden cel – Ultramaraton Bieszczadzki, a potem już roztrenowanie! Maraton będzie sporym wyzwaniem – drugi raz dystans ponad 50 km po górach. Tylko tym razem, w odróżnieniu do sierpniowego biegu w palącym słońcu, zapowiadają się poranne przymrozki, więc całkowicie odmienne warunki, których jeszcze nie znam. Ostatnio też doskwiera mi znowu lewa łydka, którą w którymś momencie przeciążyłem. Mam nadzieję, że przedstartowy tapering zapewni regenerację i pełną gotowość do startu.
Trzymajcie kciuki!