XIII Krakowski Półmaraton Marzanny – relacja

W Półmaratonie Marzanny brałem udział po raz drugi (byłby trzeci, ale za pierwszym razem kontuzja skutecznie mnie uziemiła). Rok temu miał być lekki trening a w efekcie ustaliłem tu swoją życiówke na dystansie półmaratonu oraz 10 km. Jak było tym razem?

KRÓTKA RELACJA

Bieg organizowany jest przez Krakowski Klub Biegacza „Dystans” oraz Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie. Była to już trzynasta edycja biegu, zawsze na powitanie wiosny. Celem biegu jest oczywiście propagowanie sportu, ale i Krakowa, dlatego trasa wiedzie przez Błonia, bulwarami Wiślanymi, w pobliżu Wawelu a także zaułkami Starego Miasta. W tym roku oprócz dystansu 21,195 km, można również było startować w Biegu z Dystansem „Dla Małych Serc” na dystansie 10 km.

Idea biegu na powitanie wiosny, na dobrze znanym i przyjemnym terenie bardzo mi odpowiada, dlatego po raz kolejny zdecydowałem wystartować. Dodatkowo, w zeszłoroczna życiówka aż prosiła się o poprawę!

W sobotę pojechałem odebrać pakiet startowy. Biuro zawodów znajdowało się na stadionie przy ul. Reymonta. Niestety było kiepsko oznakowane i trzeba było się trochę odreptać dookoła obiektu żeby znaleźć  wejście. W środku pustawo – rozumiem, że to nie Cracovia Maraton ale w strefie ekspo trafiłem tylko na stoisko Dotsportu. Może reszta dojechała później. Na starcie trochę bieda.

Niedziela rano… 2 st. C. No wiosny nie ma… I jak tu się ubrać? Biec planuję mocno, więc na pewno się zgrzeję, ale słońca ani rusz, pewnie te 2-3 st. C już się utrzymają. Wybór padł jednak na bluzę z długim rękawem i długie nogawki. Na froncie przyczepiłem numer startowy, na plecach kartkę „Biegnę dla Karolinki” (a co! Nic nie kosztuje a można komuś pomóc), spakowałem baton i butelkę z wodą przed startem i żel na bieg. I wio na Błonia. Żeby uniknąć korków, pojechałem autobusem.

O 10:30 dotarłem na miejsce. Rozgrzewka na scenie przy starcie trwała w najlepsze. Przyłączyłem się do tłumu i dogrzałem mięśnie. Potem chwila truchtu i trzeba się było ustawiać w strefach. Po chwili zaczęło się odliczanie… i ruszyliśmy.

Pierwsze 10 km mknąłem znaną mi już trasą jak błyskawica. Biegło się świetnie, aż za świetnie. Czułem, że prędzej czy później będę musiał za to tempo (4:05) zapłacić. Rzeczywiście, po 10-tym kilometrze już czułem wysiłek, ale wciąż było dobrze. Wciągnąłem żel i popiłem izotonikiem zgarniętym na szybko z punktu odświeżania, po czym wyrównałem tempo.

Problemy zaczęły się na 15-tym kilometrze. Długa droga w górę na pełnych obrotach trochę mnie zmęczyła. Z każdą minutą widziałem, że tracę nieco tempo. Zbliżały się ciężkie chwile, które ostatecznie opadły mnie po wbiegu z powrotem na bulwary. To już był 17-ty kilometr. Zostały tylko 4 km do końca, ale w tym momencie zacząłem płacić za złe rozłożenie sił i zbyt szybki start. Czas zaczął się niemiłosiernie dłużyć – kończyły się węgle. Ostatni kilometr był pod wiatr, co rozłożyło mnie już doszczętnie. Ale udało się! Na metę wbiegłem po 01:30:58! Pobiłem swoją poprzednią życiówkę o ponad 3 minuty!

mapa biegu

mapa biegu

ORGANIZACJA 

Co do samego biegu, nie można mieć zastrzeżeń. Trasa była dobrze przemyślana, oznakowana i zabezpieczona. Biegło się ciekawie i bezpiecznie. Jedynie w okolicach rynku było małe zamieszanie wynikające z tego, że policja nie była w stanie utrzymać w ryzach dużych grup przechodniów, którzy niecierpliwie pchali się na przejścia. Niestety, jeśli ktoś nie brał udziału w takim biegu, nie rozumie, że rozpędzony (i zmęczony!) biegacz może łatwo stracić równowagę i zrobić sobie oraz innym krzywdę.

Gorzej wypadły inne elementy. Mnie to osobiście nie dotknęło, bo przyjechałem autobusem, ale organizatorzy zebrali cięgi za strefę parkingową. Podobno były ogromne korki, brak organizacji, a dodatkowo problemy z opłatami za parking, który miał być darmowy dla uczestników.

Ja natomiast muszę wytknąć kwestię posiłku regeneracyjnego. Coraz więcej jest osób nie jedzących mięsa, a na wielu biegach standardem już jest posiłek w wersji bezmięsnej. Co więcej, w ubiegłym roku, w porozumieniu z klubem Vege Runners, został zorganizowany bardzo smaczny posiłek wegański. W tym roku spodziewałem się tego samego. Nie wiem co nie zagrało. Oczywiście, po przekroczeniu linii mety był banan i flacha wody w dłoń oraz folia NRC na plecy, ale po podejściu do stołu z jedzeniem, stwierdziłem, że w menu jest tylko grochówka z kiełbasą (a właściwie kiełbasa z grochówką)… No i skończyło się na tym, że zagryzłem słodką herbatę (bleh!) suchym chlebem i pojechałem szybko do domu zjeść porządny obiad.

Można powiedzieć – sporo ludzi było. W tym roku w półmaratonie wzięło udział 2888 biegaczy oraz 822 w biegu na dychę. Tyle tylko, że w 2015 było więcej!

Żeby nie było, że tylko narzekam – impreza mimo wszystko się rozrasta i trzeba ogarnąć coraz więcej elementów, z którymi organizatorzy dają sobie radę. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że nie było żadnych wypadków podczas samego biegu (przynajmniej ja o żadnym nie słyszałem), a bezpieczeństwo uczestników jest dalece ważniejsze niż brak bezmięsnego posiłku czy trochę stresu na parkingu. Pogoda była parszywa (zimno i pochmurno), ale sam bieg wesoły, z punktami dopingu i malowniczą trasą. Za rok znowu utopimy Marzannę ;-)

WYNIKI

Na poszczególnych dystansach, wyniki najlepszych biegaczy i biegaczek prezentowały się następująco:

 

Półmaraton:
1. PIETERCZYK DAMIAN 01:06:04
2. KERN ARTUR 01:08:31
3. GAŁĄZKA MARCIN 01:09:04

285. SUSKI MARCIN 01:30:58

10 km:
1. KULKA SZYMON 00:30:43
2. GĄSIORSKI MICHAŁ 00:31:53
3. POCIECHA TOMASZ 00:32:39

Pełne wyniki można znaleźć tutaj.

 

Strona główna

print
Facebooktwitterrssinstagram

Facebooktwitter