Petzl Bindi – mały, ale wariat

Dobra czołówka do skarb dla każdego biegacza. Treningi w zimie czy dłuższe wypady w teren często wiążą się z bieganiem w ciemności. Idealnym rozwiązaniem byłaby lekka, kompaktowa czołówka, ale o dużej mocy – przecież w lesie nie ma latarni! Jak znaleźć taką czołókę w gąszczu latarek oferowanych przez różnych producentów.

PODSTAWOWE INFORMACJE

Ultralekka, niewielka czołówka z akumulatorem, o mocy 200 lumenów. Idealna do codziennego użytku, jak również do regularnych treningów w mieście, terenie i w górach. Cienka gumka jest łatwa w regulacji i pozwala nosić czołówkę na wiele sposobów.

  • marka –Petzl
  • model – BINDI
  • zastosowanie – turystyka górska, biegi górskie
  • 3 tryby świecenia (oszczędny, standard, max power)
  • czerwone światło
  • moc wiązki światła: 200 lumenów
  • Zasilanie: 680 mAh, ładowana przez USB
  • blokada zapobiegająca przypadkowemu włączeniu czołówki podczas transportu
  • Wodoszczelność: IP X4 (wodoodporny)
  • waga –  35g
  • Gwarancja: 36 miesięcy
  • cena katalogowa – 219 zł

PRZEZNACZENIE

Czołówka została zaprojektowana w taki sposób, by można ją było wykorzystywać w codziennych sytuacjach, ale również podczas treningów, nie tylko zimą w mieście, ale również podczas długich wypraw górskich. Pomimo niewielkiego rozmiaru, kryje w sobie moc 200 lumenów, co pozwala na naprawdę dobre oświetlenie otoczenia w trakcie przemieszczania się.

PIERWSZE WRAŻENIE

Będąc przyzwyczajonym do wielkiego kombajnu w postaci Petzl NAO, nie wierzyłem, że taka mała czołóweczka może spełniać inne zadanie niż leżeć jako rezerwa w plecaku biegowym. Z taką też myślą ją kupowałem – miała posłużyć jako rezerwa podczas biegu UTMB.

Sama czołówka jest rzeczywiście niewielka – mieści się w zaciśniętej pięści. Gumka mocująca pozwala na łatwą regulację i założenie na głowę, zapięcie na szyi czy zaciągnięcie np. na ramieniu. Można ją też zaczepić na plecaku i włączyć tryb czerwonego światła.

​Ciekawe małe stworzonko. Tylko czy zda egzamin?​

WYKONANIE I UŻYTKOWANIE

Z Bindi biegam już od jakiegoś czasu. Testowałem ją jako czołówkę rezerwową podczas biegu CCC, zabierałem na różne inne zawody oraz całą masę treningów, które rozpoczynałem jeszcze przed świtem. Jest ultralekka i kompaktowa, dzięki czemu w ogóle nie zawadza i nawet jeśli prawdopodobnie jej w ogóle nie użyję, zabieram ją mimo wszystko ze sobą.

TRWAŁOŚĆ – Pierwszy element, o który się obawiałem. Zupełnie niepotrzebnie. Wożę ją zawsze ze sobą i często wykorzystuję w życiu codziennym. Zimą nauczyłem się ją zabierać na każdy trening. To nie wielka, ciężkawa Petzl NAO, której mocy z resztą w ogóle bym nie potrzebował w warunkach podmiejskiej szarówki. Bindi dobrze znosi każde warunki, w tym deszcz i śnieg (wodoszczelność IPX4, czyli odporność na warunki pogodowe, podobnie jak w NAO), a gumka regulująca po kilkuset użyciach ciągle jest cała. Cczego jednak innego możnaby się spodziewać po jednym z najpopularniejszych producentów czołówek?

WYGODA UŻYTKOWANIA – Gumka, której z początku nieco się obawiałem, okazała się całkiem wygodna i nie pozostawia żadnych otarć czy odcisków. Czołówka ma pięć trybów świecena – trzy moce ciągłego białego światła oraz dwa tryby światła czerwonego – ciągłe i pulsujące. Najsłabsze białe światło jest ekonomicznym trybem który raczej ma nas uwidocznić np. nadjeżdżającym autom. Dwa mocniejsze tryby dają już dobre oświetlenie, w zależności od potrzeby. Latarka nie zsuwa się z czoła ani nie opada, do tego jest bardzo lekka, więc jak się zrobi jaśniej, można o niej całkiem zapomnieć. Latarka posiada również blokadę transportową, zabezpieczającą przed przypadkowym włączeniem.

CZAS PRACY BATERII – Czas pracy w trybie STANDARD i MAX POWER pokrywa się z deklaracją producenta – to 2-3 godzin świecenia. Na szczęście równie szybko się ładuje. Jeśłi chodzi o czas pracy w trybie oszczędnym, nie miałem okazji go porównać z podanymi przez producenta 50 godzinami, ale myślę, że można wierzyć tym deklaracjom, patrząc na inne tryby.

PODSUMOWANIE

Bindi miała być czołówką rezerwową, a okazała się godnym zastępcą NAO w codziennych treningach. Jest mała, lekka i nie trzeba wymieniać co chwilę baterii, więc początkowy większy wydatek na samą latarkę szybko się zwróci. Fakt, że mogę ją schować do każdej najmniejszej kieszonki powoduje, że chętnie ją zabieram nawet na poranną przebieżkę. Jest trwała, wygodna w użyciu i daje radę naprawdę w każdych warunkach.

Może nie brałbym jej na bieg ultra, gdzie trzeba biec dłużej niż 2-3 godziny w nocy, ale większość biegów w Polsce „obleci”, bo startują 1-2 godziny przed wschodem. 35g nawet nie poczujemy w plecaku, więc warto zawsze mieć ją ze sobą.

Strona główna

 

print
Facebooktwitter

Facebooktwitterrssinstagram