Wege bieganie

 EKSPERYMENT

Wszystko zaczęło się od przeczytania książki „Jedz i biegaj” Scotta Jurka. Potem swoje dołożył Rich Roll w książce „Ukryta siła”. Obaj opisywali jak rezygnacja z mięsa pozytywnie wpłynęła na ich samopoczucie, ale przede wszystkim na wyniki sportowe. Twierdzili, że czują się lżejsi, mogą mocniej trenować a organizm szybciej się regeneruje. Zafascynowały mnie te historie, tym bardziej, że obaj są prawdziwymi maszynami wytrzymałościowymi. Jeśli w ich przypadku dieta wegetariańska (a docelowa wegańska) działa, coś w tym musi być.

Postanowiłem wykonać taki eksperyment na sobie. Z wegetarianizmem miałem już do czynienia, kiedy w liceum postanowiłem przejść na wegetarianizm. Wtedy jednak byłem zbyt młody i brakowało mi podstawowej wiedzy – skończyło się po roku, kiedy zaczęły lecieć mi włosy i paznokcie.

Tym razem byłem dobrych kilka lat starszy, już potrafiłem zadbać o swoją dietę i posiadałem sporo większą wiedzę na temat odżywiania. Tym, co musiałem poznać, była całkowicie nowa kuchnia. Otworzyła się przede mną cała gama nowych produktów i smaków, których wcześniej zupełnie nie znałem. Mniej i bardziej egzotyczne warzywa i owoce, różne gatunki kasz i ryżu, a także cała masa strączków, których wcześniej nie używałem. Poznałem tajskie pad thai i curry, egipski hummus, indyjski palak paneer, wegańskie zamienniki typu tofu, tempeh, seitan i wiele innych dań, o których wcześniej nawet nie słyszałem.

Najbardziej spektakularne było tempo regeneracji. Po zamianie „czerwonego na zielone„, nagle okazało się, że przeciążenia, które wcześniej wymagały tygodniowej przerwy w treningach, teraz znikają już po 2 dniach! W efekcie praktycznie nie musiałem przerywać treningów. To spowodowało, że wreszcie mogłem prowadzić stabilny i regularny trening. Na wyniki nie trzeba było długo czekać. Dodatkowo, podobnie jak autorzy powyższych książek, stwierdzam, że na diecie roślinnej człowiek czuje się dużo lżejszy – nie ma uczucia zalegania jedzenia, wskakujesz tak jakby na wyższe obroty. I ciągle masz energię!

No i tak już zostało…

chudy_wawrzyniec_2015

VEGE MITY

Krąży wiele mitów na temat wegetarianizmu i wiele osób boi się tego jak ognia. Co więcej, w każdej rozmowie przewijają się wielokrotnie te same pytania albo „porady” w trosce o moje zdrowie. Kiedy mówię komuś, że nie jem mięsa (a tym bardziej, że jeszcze do tego biegam), bankowo pojawia się seria poniższych pytań:

…ALE RYBY JESZ?

 To chyba pierwsze pytanie, które zadaje mi osoba, słysząc, że nie jem mięsa. Moi drodzy: Ryba-to-też-mięso. Wprawdzie ma trochę inną strukturę (mniej białka, inny rodzaj tłuszczu), ale to wciąż są  …mięśnie szkieletowe uznane za zdatne do spożycia wraz z przylegającymi tkankami… (zgodnie z oficjalną definicją). Podobnie odnoszę się do owoców morza. To, że ktoś sobie uznał „urzędowo”, że to czy tamto mięsem nie jest (np. katolicyzm podczas postu dopuszcza jedzenie ryb – stąd zapewne w naszym katolickim kraju aż tak popularne jest przekonanie, że ryba jest wegetariańska), obiektywnie nic nie zmienia. Kiedyś uznawano, że bóbr to też nie „mięso” tylko „ryba”…

A więc… nie, nie jem ryb ;-)

…PRZECIEŻ NIE BĘDZIESZ MIAŁ SIŁY…

Taaaak, to drugie z serii pytanie, zadawane zamiennie z kolejnym poniżej. To, że jestem szczupły wynika z tego, że dużo biegam i jestem aktywny, a nie z tego, że nie jem mięsa… Z resztą, prawdę powiedziawszy, od kiedy zrezygnowałem z mięsa, muszę się dużo bardziej pilnować żeby nie przesadzić z kaloriami w posiłkach. Spytacie „jak to?” Ano „tak to”, że wymiana nastąpiła 1:1 – zamiast mięsa na talerzu pojawiły się strączki, warzywa, owoce, pełne ziarna itp. Niestety, te rzeczy zawierają nieco mniej białka niż mięso, za to dużo więcej węglowodanów. Efekt jest taki, że energii mam po dziurki w nosie (węglowodany to główne paliwo dla naszego organizmu), ale białka też muszę dostarczyć odpowiednią ilość. Łatwo je znaleźć (patrz niżej), ale trzeba zjeść nieco więcej roślin żeby odpowiednią ilość biała uzyskać.

Najlepszym dowodem na to, że wystarczy mi sił jest chyba to, że jednak te ultramaratony biegam i to z całkiem niezłym wynikiem ;-)

…A SKĄD BIERZESZ BIAŁKO…

To jest właśnie to pytanie, które pada zamiennie z poprzednim. Jest jakieś dziwne przekonanie, że białko znajduje się TYLKO w mięsie. Kiedy tak naprawdę spojrzymy na etykiety na produktach, okazuje się, że właściwie wszędzie jest białko. W „głupiej” mące pszennej jest 10% białka!

Dla wegetarian głównym źródłem białka są przede wszystkim rośliny strączkowe (soja, ciecierzyca, groch, soczewica, itp.), których białko jest bardzo dobrze przyswajalne. Do dyspozycji mamy również orzechy, warzywa i owoce oraz całą masę zamienników produkowanych specjalnie dla wegan, jak np. tofu, tempeh, seitan, mleka i jogurty roślinne, itp.

Niekiedy słyszę argument, że to nie jest pełnowartościowe białko. Owszem, białka składa się z różnych aminokwasów (a jest ich aż 21) i bardzo niewiele produktów posiada pełen komplet. Natomiast dwa mądrze połączone produkty dadzą nam wszystko czego nam trzeba i nie trzeba tu być wielce mądrym – często łączymy je intuicyjnie. Produkty pełnoziarniste połączone ze strączkami (np. ryż z fasolą czy kasza z twarogiem) często zamyka sprawę.

strączki

…NA PEWNO NIE WYCHODZISZ Z KUCHNI…

Przekonanie, że trzeba spędzić dużo więcej czasu na przygotowanie posiłku wegetariańskiego jest tak samo błędne jak to, że białko jest tylko w mięsie. Wynika ono przede wszystkim z naszego przyzwyczajenie i ograniczania się do dań mięsnych. W pewnym momencie nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić posiłku bez mięsa, dlatego wydaje nam się, że trzeba się nieźle namęczyć żeby znaleźć dla niego zastępstwo.

To nieprawda. Zgadza się, że na początku trzeba wysilić trochę wyobraźnię albo skorzystać z pomocy wujka google, ale po krótkim zapoznaniu z alternatywami okazuje się coś zupełnie przeciwnego. Dania bazujące na warzywach często przygotowuje się dużo szybciej niż mięsne. Chociażby ze względu na to, że warzywa wymagają krótszej obróbki niż mięso. Większość można z resztą spożywać na surowo.

Gdybym nie lubił gotować, spędzałbym obecnie w kuchni 2-3 razy mniej czasu niż kiedyś, przy całej zabawie z mięsem. Na szczęście uwielbiam gotować, piec i kombinować z różnymi, nowymi przepisami i z radością spędzam w tej kuchni wiele godzin.

…PEWNIE DUŻO WIĘCEJ WYDAJESZ NA JEDZENIE?

Absolutnie nie! Jest wręcz przeciwnie. Przede wszystkim dlatego, że razem z decyzją o przejściu na wegetarianizm przyszła większa świadomość i wiedza na temat odżywiania. Zacząłem wybierać lepsze produkty – czyli np. produkty pełnoziarniste, ryż, kasze, makarony i chleby razowe itp. Dodatkowo warzywa i owoce zawierają więcej błonnika – to wszystko syci dużo bardziej, zawierając przy tym więcej witamin i mikroelementów. W efekcie kupuję mniej!

Oczywiście wszystko zależy od człowieka – można pójść do sklepu i wrzucić do koszyka wszystkie najdroższe wegańskie produkty. Ale z drugiej strony, tak samo można krocie zapłacić za porządną wołowinę, nie?

MOJE ZIELONE PALIWO

Jak w takim razie wygląda moja dieta i na czym „latam”? Przede wszystkim trzymam się tego, o czym sam piszę na stronie – na co dzień jem regularnie, 5 posiłków dziennie. Przede wszystkim w mojej diecie królują kasze, ryż, makarony (wszystko pełnoziarniste) i owsianki, w prawie każdym posiłku owoce lub warzywa. Kalorii nie wypijam – piję dużo herbat (również ziołowych) i głównie czarną kawę – oczywiście nie słodzę tych napojów (oduczyłem się i teraz nie wyobrażam sobie cukrem zabijać smaku dobrej kawy czy herbaty ). Białko czerpię właśnie ze strączków i orzechów – tu również znajduję bogactwo dobrych tłuszczów.

Trochę inaczej jest przed, po i podczas samego treningu. Wtedy jest pora na proste węglowodany. Przed krótkim treningiem wystarczy banan albo dobry, energetyczny smoothie. Przed długim wybieganiem albo zawodami biorę na warsztat kaszę mannę lub kaszę kukurydzianą – to drobnoziarniste kasze o wysokim indeksie glikemicznym – dają szybką energię ale nie obciążają żołądka. Po treningu temat wygląda podobnie, ale smoothie zmienia swoje składniki na trochę więcej białka, kasze zamieniam często na pełne płatki (np. typowa owsianka) albo robię tosty francuskie (na wytrawnie). Po długich biegach górskich staram się pilnować dobrej, regeneracyjnej diety trochę dłużej – wtedy wchodzą w grę moje ulubione zupy krem (pełne witamin, lekkostrawne i mniej tłuste) i składniki wzmacniające odporność. Podczas treningów piję tylko wodę. Przy długich biegach i zawodach dochodzą do tego również izotoniki, niekiedy kawa i herbata (wiosenną czy jesienną porą, kiedy trzeba się rozgrzać). Jeśli zabieram ze sobą jedzenie, są to głównie batoniki – w zupełności wystarczą sklepowe czy domowe, ale jeśli mogę, zabieram batoniki lub żele dla sportowców (ALE Energy ma w ofercie batoniki o bardzo dobrym składzie). Jeśli trzeba czegoś bardziej kalorycznego, biorę tortille z masłem orzechowym albo hummusem, zależnie czy ma być na wytrwanie czy na słodko. Czasami nachodzi mnie na bułkę z margaryną i żółtym serem albo jakiś dobry dżem.

ZNANI SPORTOWCY WEGETARIANIE/WEGANIE

Sportowców wegetarian/wegan jest więcej niż wam się wydaje. Chciałbym tu jednak przytoczyć tylko kilka tych, które przewinęły się przez moje życie i miały wpływ na to, gdzie jestem teraz.

Scott Jurek – legenda ultramaratonów. Amerykanin o polskich korzeniach. Na koncie ma zwycięstwa w najbardziej znanych i hardcorowych ultramaratonach na świecie, np.  Hardrock Hundred, Badwater Ultramarathon, Spartathlon, Western States 100 Mile Endurance Run. To po lekturze jego książki „Jedz i Biegaj” podjąłem decyzję o przejściu na wegetarianizm.
Rich Roll – znany triathlonista, chociaż to za mało powiedziane. Człowiek, który w wieku 40 lat, z otyłego alkoholika z zagrożeniem zawałem serca przeistoczył się w prawdziwą maszynę. Najbardziej znany jest z pokonania Ultraman World Championships (10 km. pływania, 420 km na rowerze, 84 km biegu). Jego książka „Ukryta Siła” była ostatecznym motywatorem do eksperymentu z wegetarianizmem.
Oktawia Nowacka – polska pięcioboistka, brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich 2016, zdobywczyni Pucharu Świata i medalistka mistrzostw Europy i mistrzostw Polski.
Patrick Baboumian – ormiańsko-niemiecki strongman, psycholog i były kulturysta. Swoją posturą udowadnia, że na roślinach też można zbudować konkretne mięśnie.

Strona główna

 

print

Facebooktwitter

Facebooktwitterrssinstagram