KRÓTKO O BIEGU
Górski Bieg Frassatiego to bieg organizowany w Międzybrodziu Bialskim (Beskid Mały). W tym roku odbyła się druga edycja tego biegu. Ze względu na obostrzenia COVID-owe termin biegu został przesunięty na wrzesień i ograniczony do jednego dystansu (21 km, +/- 1120 m).
Start i meta zlokalizowane są w centrum Międzybrodzia Bialskiego. Kilkaset metrów ulicą Nowy Świat i wbiegamy na szlak, który prowadzi po pętli przez najbliższe góry – Sokołówkę, Magurkę Wilkowicką i Czupel, skąd stromym i kamienistym zbiegiem wracamy do Międzybrodzia. Meta zorganizowana jest przy jeziorze Międzybrodzkim.
RELACJA
Do Międzybrodzia docieram ok 07:30. Dużo za wcześnie, ale przynajmniej spokojnie znajduję miejsce na darmowych parkingach załatwionych przez organizatora niedaleko (kilkaset metrów) startu i mety. Idę odebrać pakiet startowy. Duża reklamówka pełna gadżetów, pisemek i ulotek sprawia, że wracam do auta zotawić wszystko. Na szczęście, bo ledwo dochodzę do auta kiedy zaczyna lać. Chowam się i przeczekuję, zagryzając zęby – oby przestało padać. Udało się. Zaraz przed 09:00 nawet słońce zaczyna przebijać się przez chmury. Pakuję przeciwdeszczówkę do plecaka i idę na start.
Krótka rozgrzewka i przygotowujemy się do startu. Najpierw do strefy startu zapraszana jest elita, wśród której widzę trochę znajomych twarzy. Elita rusza punktualnie o 09:00, po czym od razu podchodzą kolejne osoby, które otrzymały wcześniej informację o swoich godzinach startu (ja miałem startować o 09:03).
Chwilę później przebiegam przez bramkę i ruszam w trasę. Wreszcie jakiś start! W tym roku takiej adrenaliny startowej jak na lekarstwo. Teraz krew uderza do głowy, ale przecież za tydzień lecę setkę w Krynicy! Narzucam tempo, ale zostawiam sobie rezerwę na rozpędzanie się.
Nagle zbiera się ostry wiatr, a zaraz potem do szumu targanych liści dołącza miarowe staccato deszczu… i woda zalewa mi okulary. Lunęło potężnie, ale na szczęście jest dość ciepło. Przez kilka sekund rozważam czy nie wyciągnąć kurtki przeciwdeszczowej, ale rezygnuję. I tak już jestem mokry, a póki nie marznę, nie tracę czasu. Ubieram tylo czapkę z daszkiem żeby trochę osłonić okulary przed deszczem.
Na szczycie trasa ostro zakręca w lewo i prowadzi długim zbiegiem, gdzie można rozciągnąć nogi i nabrać tempa. Korzystam z okazji i dociskam mocniej, aż zatrzymuje mnie kolejny podbieg. Ta górka jest już bardziej stroma, ale napieram jak mogę. Wyprzedzam kilku zawodników z kijami i czuję moc w nogach. Gdzieś w połowie podbiegu wymijam Anię Kącką. Z jednej strony daje mi to kopa, bo Ania jest mocną zawodniczką. Z drugiej strony zastanawiam się co to się podziało.
Brnę do góry, chlapiąc butami w strumieniu, który jeszcze niedawno był zwykłą kamienistą ścieżką. Na szczęście niedługo dobiegam na szczyt Magurki Wilkowickiej i zaczynam mocny zbieg w kierunku przełęczy Przegibek. Zakładam kurtkę przeciwdeszczową, bo robi się naprawdę mokro i nieco zimno. Na samym dole ustawieni są wolontariusze, którzy wymuszają ostre hamowanie… aaaa bym przeleciał! Okazuje się, że tu mamy ostry zakręt i z powrotem pod górę, z której właśnie zbiegłem. Początkowo bardzo strome podejście szybko się wypłaszcza i można dalej biec. Do Czupla cały czas się rozpędzam i po krótkiej chwili zaczynam ostatni zbieg. Ostrzegano mnie, że tu jest nieprzyjemnie. Fakt, jest stromo i bardzo kamieniście. Skaczę po co większych kamieniach, ale czuję, że tracę trochę tempo. Na potwierdzenie mija mnie jakiś zawodnik i to mnie budzi. Puszczam nogi i ciągnę za zbiegającym przede mną. Słyszę za sobą głośne kroki kolejnych nacierających osób ale staram się nie zwalniać. Długi zbieg i walka o czas ciągnie się w nieskończoność, ale wreszcie kamienie ustępują i zaczyna się bardziej miarowy zbieg po klasycznej leśnej ścieżce.
Po chwili wybiegam na asfalt i już wiem, że jestem w domu. Na płaskim włączam ostatni bieg. Mijam kogoś, kto jeszcze mnie myknął na końcówce zbiegu i zostawiam go za plecami. Lecę przed siebie, przebiegam przez ulicę i wbiegam na parking, a dalej ścieżką w stronę jeziora. Słyszę już głosy z mety i zaraz pojawia się różowa bramka Taurona. Przebiegam jeszcze przez mostek i ostatni sprint do mety! Aaale było fajnie!!
ORGANIZACJA
Jak na drugą edycję biegu, w dodatku w reżimie sanitarnym, złego słowa nie mogę powiedzieć. Wszystkie środki bezpieczeństwa związane z pandemią zostały tak przeprowadzone, że w żaden sposób nie wpłynęły na wygodę i tempo odbioru pakietów ani na czas startu. Każdy uczestnik otrzymał na maila dokładny czas swojego startu (u mnie to była 09:03) i jeśli tylko sam się nie spóźnił na start, to na pewno wszyscy wystartowali o czasie, a nawet wcześniej. Polecam ten bieg zarówno ze względu na fantastyczną organizację i kameralny klimat, jak i bardzo przyjemną trasę :)
Jeśli chodzi o najważniejsze aspekty organizacyjne każdego biegu to widzę to tak:
- oznakowanie trasy – bardzo dobre oznakowanie taśmami organizatora, a wolontariusze w niezbędnych miejscach. Nie da się zgubić, pomimo dwóch bardzo ostrych zmian kierunku biegu.
- zabezpieczenie trasy – W newralgicznych miejscach stali wolontariusze, a przy ostatnim technicznym zbiegu byli obecni medycy, w razie wypadku. Na dobiegu do mety, przejścia przed ulicę pilnowali policjanci kierujący ruchem i też można było się spokojnie rozpędzić do mety.
- punkty żywieniowe – były dwa. Hmmmm… nie wiem co tam było, bo nawet się nie zatrzymywałem. Opieram się zatem na deklaracjach organizatora i zdjęciach z punktu ;) Było słodkie, słone, żele energetyczne od ALE Energy, woda cola. Wszystko co potrzeba, a nawet więcej, jak na tak krótki bieg.
- posiłek regeneracyjny – makaron w wersji mięsnej i wege. Brawo! Niby standard, a jednak jeszcze zdarza mi się na biegach nie uświadczyć wersji bezmięsnej.
DANE I LOGISTYKA
Dystans: 20,9 KM
Przewyższenie: +/-1105 m
Spalone kalorie: 1829 kcal
Średnie tempo: 5:54 min/km
Punkty żywieniowe:
Przegibek – jedzenie słodkie, słone, owocowe, woda
Magurka – woda, coca-cola
- Sprzęt:
- buty: trailowe Salomon Sense Ride 3,
- Odzież: skarpetki kompresyjne Compressport, spodenki Salomon, koszulka Brubeck 3DRunPRO, plecak Salomon ADV 5 SKIN SET , Garmin Fenix 6X PRO.
- plecak: softflask 0,5l z izotonikiem, softflask 0,5l z wodą, kurtka przeciwdeszczowa Salomon Bonatti PRO WP, folia NRC, telefon, chusta Buff, żele i batony ALE.
- Jedzenie (~900 kcal):
- Przed startem: owsianka (~330 kcal), kawa, baton ALE (~160 kcal) = 490 kcal
- na trasie: 1 żel ALE (110 kcal) = ~110 kcal
- posiłek regeneracyjny: makaron z sosem warzywnym (~300 kcal) = ~300 kcal
- Nawadnianie (~230 kcal):
- 0,5 l wody
- 0,5 l izotoniku (~230 kcal)
- Odżywianie i nawadnianie – Co tu dużo pisać. Dobre śniadanie, baton przed startem i ogień. Woda i izo w softflaskach na taki dystans w zupełności wystarczą. Wolałem mieć przy sobie od początku i nie tracić czasu na punktach.
- Podejścia i zbiegi – Zacząć mocno, ale jeszcze z rezerwą i się rozpędzać :)
STATYSTYKI
W 2. Biegu Frassatiego wzięło udział 243. zawodników. Ja ukończyłem trasę na 30. pozycji OPEN z czasem 02:03:00. Tu znajdują się pełne wyniki.
Wyniki najlepszych przedstawiają się następująco:
Mężczyźni:
1. Faron Robert – 01:41:00
2. Knutelski Błażej – 01:41:40
3. Jura Rafał – 01:42:38
…
30. Marcin Suski – 02:03:00
Kobiety:
1. Paprocka Urszula – 01:53:54
2. Tracz Paulina – 01:54:58
3. Kącka Anna – 02:07:51