Elemental Tri Series to cykl triathlonów organizowanych na przestrzeni maja i sierpnia 2015 (Olsztyn, Strawczyn i Białystok). Organizatorem zawodów jest LaboSport Polska, a odbyły się dzięki uprzejmości sponsorów: Elemental Holding (sponsor tytularny), Beko, Etixx oraz Giant.
Miałem przyjemność uczestniczyć w Elemental Triathlon Strawczyn, 2. sierpnia 2015, na dystansie olimpijskim (pływanie 1,5km, kolarstwo 40km, bieg 10km). Oprócz tego, można było wziąć udział w dystansie sprinterskim (pływanie 750m, kolarstwo 20km, bieg 5km) lub w sztafetach na dystansie olimpijskim. Zawody przyciągnęły znane nazwiska, takie jak: Dariusz Kowalski, Tomasz Brembor, Małgorzata Szczerbińska, Paulina Kotfica, Agnieszka Cieślak, Aleksandra Sikora, Sergiy Kurochkin, Maciej Dowbor.
TRASA
Trasa triathlonu zaplanowana została w pobliżu strawczyńskiego sztucznego zbiornika wodnego. Pływanie odbywało się we wspomnianym akwenie na pętli od długości 750 m. „Sprinterzy” wychodzili z wody po jednej pętli, natomiast „olimpijczycy” musieli wyjść z wody po zakończeniu pętli, obiec boję i ponownie opłynąć trasę. Niespotykane, chociaż widowiskowe rozwiązanie pozwoliło widzom na chwilę dodatkowych emocji a fotografom na uchwycenie kilku kadrów więcej.
Etap kolarski również obejmował jedną pętlę dla sprinterów, a dwie dla olimpijczyków. Dystans olimpijski odbywał się z zakazem draftingu, natomiast dozwolone były rowery triathlonowe i kierownice czasowe. Sprinterzy, ze względów bezpieczeństwa, nie mogli używać „startówek”. Trasa została zaplanowana w bardzo malowniczym, chociaż górzystym terenie, który stanowił nie lada wyzwanie (zwłaszcza długi i ostry podjazd, który olimpijczycy musieli pokonać dwukrotnie).
Ostatni, biegowy etap odbywał się dookoła zbiornika wodnego, na 2,5 kilometrowej pętli (sprint – 2 pętle, olimpijka – 4), po twardej nawierzchni (asfalt i kostka brukowa), dzięki czemu sprzyjał szybkości (o ile jeszcze komuś zostały jakieś resztki sił ;-)). Cztery pętle na dystansie olimpijskim pozwoliły widzom aktywnie dopingować swoich znajomych a sportowcom zapewniały regularnego „kopa” energetycznego.
PORANEK PRZED STARTEM
Noc przed triatlonem spędziłem w Kielcach. Na śniadaniu w restauracji hotelowej czuć było już atmosferę zawodów. Większość gości hotelowych szykowało się do startu. Wokół wszędzie gadżety sportowe i koszulki BEKO – współorganizatora triatlonu.
Zwykle na śniadanie przed startem jem lekkie śniadanie w postaci płatków ryżowych z mlekiem i bakaliami. Tym razem, jako że od startu dzieliły mnie 4 godziny, pozwoliłem sobie na skorzystanie z pełnej oferty śniadania hotelowego ;-) Po najedzeniu się do syta – szybkie pakowanie i w drogę do Strawczyna. Na swoim stanowisku w strefie zmian wszystko ułożyłem jak trzeba (opisałem to w art. „Co zabrać na zawody triathlonowe„), oddałem resztę do depozytu i usiadłem by chłonąć atmosferę w oczekiwaniu na start.
W międzyczasie Przestrzeń wokół namiotów organizatorów zaczęła się zagęszczać. Po jednej stronie strefa rodzinna BEKO, gdzie dzieciaki mogły dać upust pokładom energii, korzystając ze zjeżdżalni i basenu z piłeczkami, po drugiej namioty organizatorów, stoiska z gadżetami i coraz większy tłum sportowców wyczynowych i amatorów roześmianych i żywo dyskutujących o zawodach już ukończonych i planowanych.
ODPRAWA I START
Odprawa przebiegła bardzo sprawnie. Omówione zostały wszystkie etapy i poruszanie się pomiędzy nimi, a także przypomniane co ważniejsze zasady bezpieczeństwa. Potem już zebraliśmy się na starcie. O 11:45 woda zakotłowała się kiedy sprinterzy ruszyli do pierwszego etapu. Niecałe 10 minut później, kiedy pierwsi sprinterzy dopływali już z powrotem, rozległ się sygnał startu i przyszła kolej na nas…
PŁYWANIE I T1
Ustawiłem się po wewnętrznej stronie, bliżej środka akwenu. Po sygnale startu ruszyłem w wodę i przebiegłem ile tylko się dało po czym rzuciłem się w wodę i zacząłem mocno machać. Z początku trzeba dać z siebie dużo albo można skończyć stratowanym i skopanym. Pierwsze 100-200 metrów to jest prawdziwa walka i nikt się nie pieści. Mnie też się oberwało – jakaś zbłąkana ręka strąciła mi okularki pływackie i musiałem się zatrzymać żeby wylać wodę i ponownie je założyć. Dosięgło mnie jeszcze kilka kopniaków i udało się z powrotem wrócić do walki.
Po minięciu pierwszej boi wszystko się uspokoiło i każdy już mógł płynąć swoim tempem. Znowu lekkie zamieszanie przy nawrotce, a potem znowu w wodę i jeszcze jedna rundka. Po wyjściu z wody trzeba było przebiec kilkaset metrów do strefy zmian. W strefie zmian wszystko przygotowane na rowerze, szybka zmiana ciuchów, rower z haka i na trasę.
Pływanie: 00:35:34 / T1: 00:03:42
KOLARSTWO I T2
Etap kolarski składał się z dwóch pętli po okolicznych miejscowościach, a wszystko w bardzo malowniczym, ale i dość górzystym terenie. Trasa była bardzo dobrze zabezpieczona i oznaczona a na każdym zakręcie był dodatkowo człowiek, który ostrzegał przy ostrzejszych zakrętach.
Niespodzianką na trasie był długi podjazd składający się z trzech mocnych pagórków, jeden przechodzący w drugi. Ten podjazd wyciągał wszystkie siły i niektórzy już pod koniec podjazdu prowadzili rowery. Nagrodą za pokonanie podjazdu była długa jazda w dół, gdzie można odzyskać nieco straconego czasu. Na pewno zapamiętam tę trasę na długo, jak zapewne większość uczestników (każdy z kim rozmawiałem, wspominał później te podjazdy).
Gdzieś około 10-tego kilometra poluzował mi się blok SPD i został już w pedale, co utrudniało płynną pracę. Z pewnością straciłem przez to nieco czasu i mogłem „wykręcić” lepszy wynik. W efekcie, do strefy zmian zbiegłem prowadząc rower jedną ręką, a but trzymając w drugiej.
W strefie szybko odwiesiłem rower, zdjąłem kask, wskoczyłem w buty biegowe i popędziłem do wyjścia.
Kolarstwo: 01:31:55 / T2: 00:01:35
BIEG I META
Bieg to mój ulubiony etap. Pomimo zmęczenia poprzednimi etapami, tutaj zawsze dostaję skrzydeł. Bieganie jest stanowczo moją dziedziną i w niej nadrabiam wszelkie braki. Minuta po minucie odzyskiwałem utracony czas i połykałem kolejnych uczestników. Trasa była dość płaska, z jednymi małymi schodkami, gdzie wszyscy schodzili ostrożnie a ja przeskakiwałem po kilka stopni, oraz bardzo lekkim podbiegiem gdzie mijałem kolejnych biegaczy. Na tej trasie były dwa punkty żywieniowe, gdzie można było złapać kubek wody lub izotoniku czy za pomocą gąbki zetrzeć z siebie nieco soli i zmoczyć kark. Wolontariusze na punktach gorąco zagrzewali do tego by wykrzesać z siebie ostatnie pokłady energii. Podobnie z resztą jak widzowie. Cztery pętle dookoła akwenu wystawiały biegaczy na regularne zastrzyki pozytywnej energii i dawały moc by dotrzeć do końca.
Podczas wyjścia z wody przypadkowo włączyłem pauzę w zegarku. Szybko się zorientowałem i uruchomiłem go ponownie, ale do samego końca nie wiedziałem już dokładnie z jakim czasem skończę. Na ostatnich pętlach liczyłem w głowie ile mogłem stracić i czy jestem w stanie zmieścić się poniżej 3 godzin. Zbiegając do mety, walczyłem o każdą sekundę, bo wiedziałem, że biegnę „na styk”, ale dobiegając do pomarańczowej bramki wyznaczającej linię mety nie istniało już nic więcej. Minąłem linię wszystkim na co było mnie stać. To był koniec – teraz można się najeść i odpocząć!
Bieg: 00:46:40 / Całość: 02:59:26 (miejsce 83/133)
PODSUMOWANIE
W zawodach wzięło udział blisko 400 uczestników: 145 zawodników na dystansie sprinterskim, 133 na dystansie olimpijskim oraz 39 sztafet.
Wśród sprinterów, najlepszy był Sergiy Kurochkin z wynikiem 00:58:39. Wśród kobiet najlepsza była Paulina Kotfica (01:05:24). Tomasz Brembor (zwycięzca Grupa Azoty Triathlon – tu znajdziesz relację) zajął 3. miejsce.
„Olimpijkę” wygrał Sebastian Najmowicz z czasem 02:11:17 oraz Klaudia Konkolova (02:45:5).
Zwycięską sztafetą został zespół „BEKO PRO” (Karaś Sebastian Podsiadłowski Michał, Witkowski Damian – 01:53:52).
Pełne wyniki: dystans olimpijski, dystans sprinterski, dystansu olimpijski – sztafety
O zawodach mogę wyrażać się tylko w superlatywach. Z początku dziwnie wyglądające rozwiązania, jak wyjście z wody przed drugą pętlą pływacką czy długie dobiegi do strefy zmian, sprawiły, że ostatecznie zawody nabrały większej dynamiki i widowiskowości. Organizacja w mojej ocenie była naprawdę dobrze przemyślana, dzięki czemu wszystko i wszyscy byli dokładnie tam gdzie potrzeba.
Bardzo dobrze zorganizowana była również meta – było wystarczająco dużo miejsca żeby swobodnie wyhamować, ochłonąć i odnaleźć się w sytuacji. Zaraz obok stoiska z wodą, izotonikiem i owocami zapewniły natychmiastowe orzeźwienie, a wolontariusze byli bardzo dobrze poinformowani (z czym różnie bywa na zawodach). Posiłek regeneracyjny w wersji wegetariańskiej (makaron z pesto) już całkiem przywrócił uśmiech na mojej twarzy :-)
Triatlon, ze względu na górzysty teren trasy rowerowej i długie dobiegi do strefy zmian, nie stanowią najlepszego miejsca do bicia rekordów czasowych i nie polecałbym ich na swój pierwszy triathlon, ponieważ naprawdę doświadczają zawodników. Z drugiej strony, jazda w malowniczej scenerii i dynamika zawodów stanowczo wynagradza włożony wysiłek. Jeśli szukasz wyzwań i chcesz się zmierzyć ze swoimi słabościami, to Elemental Triathlon Strawczyn na pewno jest do tego świetnym miejscem. Emocji nie zabraknie!