Rajd dookoła Tatr

Kiedy padła propozycja przejechania tej trasy, trochę się przestraszyłem – nie jeżdżę dużo na rowerze, moim żywiołem jest ewidentnie bieganie. Zrobić ponad 200 km i to jeszcze po górach? Nonsens – albo skończy się na prowadzeniu roweru (bo nogi odmówią posłuszeństwa) albo na jeździe na stojąco (bo mi tyłek odpadnie). W każdym razie w pierwszym odruchu chciałem odmówić.

Z drugiej strony kusiła fantastyczna ekipa – wspólnie zdobywaliśmy szczyty, kończyliśmy maratony, triathlony, itp. Zawsze z radością spędzam z nimi czas, tym bardziej jeśli można go spędzić aktywnie. Tak więc, wbrew rozsądkowi (i dobrze, jak się później okazało), decyzja zapadła. JADĘ!

PROFIL I MAPA TRASY

Trasa prowadzi cały czas szosą, tak więc kolarki bardzo dobrze nadają się do tego wyzwania. Co więcej, drogi po stronie słowackiej są o niebo lepszej jakości niż nasze – serio, od razu czuć kiedy przekraczasz granicę, nie trzeba do tego żadnych znaków. Co więcej, jak się okazuje, można wydzielić całkiem spore kawałki trasy dla rowerów nawet poza miastami, tak więc jedzie się naprawdę bezpiecznie i przyjemnie.

Całkiem inną kwestią jest ukształtowanie terenu. Cóż, jedzie się dookoła Tatr, więc czego innego się spodziewać- jest tu sporo podjazdów, zarówno krótkich i ostrych, jak i długich, ale o niezbyt mocnym nachyleniu. Szczerze? Nie wiem co gorsze. 50-kilometrowy ciągły podjazd z Liptowskiego Mikulasza naprawdę dał mi się we znaki, pomimo tego, że jedynie końcówka była rzeczywiście ostra.

profil

 DANE I LOGISTYKA

Dystans: 214 KM
Przewyższenie: +2475/-2511 m
Spalone kalorie: 5813 kcal
Średnie tempo: 14:83 min/km

  • Sprzęt:
    • rower: Kross Vento 1.0
    • Odzież: spodenki rowerowe 4F, koszulka rowerowa 4F, kurtka przeciwdeszczowa Inov-8 Race Ultra Shell, buty Asics GT-2000, bezrękawnik Brubeck 3DPro, chusta Buff, skarpetki Royal Bay low-cut, nogawki Attiq
    • inne: 2 bidony z izotonikiem i wodą 0,5l, 2 softflaski o,25l z wodą, folia NRC, podręczna apteczka, podstawowe kosmetyki, telefon, powerbank
  • Logistyka:
    • Jedzenie – spakowane jedzenie na całą trasę (4 kanapki, 4 batony energetyczne, 2 żele energetyczne) + kanapka przed wyjazdem + jedzenie na trasie
    • Nawadnianie – 2 bidony 0,5l + 0,5l rezerwy spakowane do sakwy. Woda uzupełniana na trasie.
    • Nocleg – planowany w miejscowości Strbskie Pleso, w najwyższym punkcie trasy. Nie rezerwowaliśmy noclegu (to był błąd)

TRASA

ZAKOPANE-CHOCHOŁÓW

Do Zakopanego dojechaliśmy samochodem. Tam zostawiliśmy samochód, przebraliśmy się, zapakowali rowery całym sprzętem i ruszyliśmy w trasę. Nieco pokluczyliśmy po samym Zakopanem, przejeżdżając przez przereklamowane „Krupówki”, by w końcu ruszyć na Chochołów. Pogoda była strasznie niepewna – w naszym kierunku ciągnęły bardzo ciemne chmury i wiedzieliśmy, że prędzej czy później lunie. Przez godzinę jakoś udawało nam się uciekać przed deszczem, ale w którymś momencie musieliśmy zrobić przerwę i schować się pod dach. Na szczęście nie trwało to długo.

Kiedy deszcz już przeszedł, ruszyliśmy dalej i aż do samej granicy poszło bardzo szybko. Trasa przyjemna i w miarę płaska.

CHOCHOŁÓW-LIPTOVSKY MIKULAS

Na granicy strzeliliśmy kilka pamiątkowych fotek i ruszyliśmy dalej. Po wjeździe na Słowację od razu widać różnicę w jakości nawierzchni. Jedzie się naprawdę dobrze, z początku w dół. Dopiero ok. 28-go kilometra zaczyna się zabawa. Tu czekały nas dwa podjazdy – 250 m i 300 m w górę. Pierwszy pokonuje się dość sprawnie, natomiast drugi już daje wycisk. Dobrze, że w połowie jest „wypłaszczony” kawałek, który pozwala zebrać siły na ostatnią wspinaczkę.

W nagrodę na szczycie jest zaimprowizowany parking, gdzie można się zatrzymać i podziwiać widoki. A dalej już długa i bardzo szybka jazda w dół. Warto się wspinać do góry dla tego zjazdu – szeroka szosa i długie serpentyny pozwalają się naprawdę mocno rozpędzić. Spory kawałek ogromnej frajdy. Po drodze mijało nas sporo motocyklistów, którzy ewidentnie dobrze znają tę trasę i lubią tu poszaleć i „poskładać się na winklach”.

Na samym dole położony jest Liptovsky Mikulas – stosunkowo niewielka, ale dobrze znana miejscowość, gdzie można się trochę pokręcić, zjeść dobry obiad i dać odpocząć siedzeniu.

LIPTOVSKY MIKULAS-STRBSKIE PLESO-TARZAŃSKA ŁOMNICA

Dobrze jest wykorzystać tę chwilę w Liptowskim Mikulaszu, ponieważ stąd, po kilku prostych kilometrach, zaczyna się 50-kilometrowy podjazd, o powoli zwiększającym się nachyleniu. Ten kawałek daje popalić, ponieważ na tym odcinku nakręcone jest już ok. 80 km. Profil trasy działa mocno na wyobraźnie, ale na szczęście pierwszy odcinek jedzie się dość sprawnie, prawie nie czując zwiększającej się wysokości. Dopiero po setnym kilometrze zaczyna się prawdziwy podjazd. Warto na tę okazję zabrać sobie trochę owoców czy innych szybkich węgli, które pomogą ustrzec się przed nagłym spadkiem energii. To jest chyba najcięższy moment na całej trasie.

Strbskie Pleso jest położone na samym szczycie. Jest to niewielka miejscowość, typowo turystyczna. Znajdziesz tu same hotele i hostele – nic więcej. Chcieliśmy tu przenocować ale już w pierwszym hotelu zgaszono nasz entuzjazm – dowiedzieliśmy się, że wszystkie hotele w okolicy mają już komplet. Trzeba szukać noclegu w kolejnych miejscowościach po drodze. I tak ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem w dół. Minęliśmy chyba 3-4 miejscowości, w których również nigdzie nie znaleźliśmy miejsca na nocleg. Udało się dopiero w Tatrzańskiej Łomnicy. Na tym etapie rozważalibyśmy zakończenie pętli wokół Tatr w ciągu jednego dnia, ale temperatura zeszła do ok. 10-11 st. C i zrobiło się naprawdę mało przyjemnie, a my nie byliśmy przygotowanie na jazdę po nocy i w takich temperaturach. Dlatego przenocowaliśmy w Łomnicy.

TATRZAŃSKA ŁOMNICA-ŁYSA POLANA

Rano zjedliśmy śniadanie w przyjemnym hoteliku, zebraliśmy klamoty i ruszyliśmy do Zakopanego. Czekało nas ok. 50 km jazdy, czyli 1/3 dystansu poprzedniego dnia. Za to mieliśmy do pokonania proporcjonalnie więcej podjazdów (połowa tego co dzień wcześniej). 4 podjazdy, z czego tak naprawdę odczuwalny był podjazd do miejscowości Zdiar. Cała dalsza trasa to już pestka, a polskie napisy na znakach pojawiają się coraz częściej. Szybko mijają kilometry do Tatrzańskiej Jaworzyny i Łysej Polany.

ŁYSA POLANA-ZAKOPANE

Zaraz za granicą czekał nas jeszcze jeden podjazd a potem już szybko do Zakopanego. Jeśli mało Wam kilometrów, można sobie zafundować przejazd do Zakopanego przez Bukowinę Tatrzańską. Na przedmieściach Zakopanego warto znaleźć jakąś miejscową knajpkę, gdzie zjemy dobrze, ale jeszcze w normalnych cenach, bo im bliżej centrum miasta, tym ceny stają się bardziej europejskie, a niekoniecznie znajduje to odzwierciedlenie w jakości jedzenia.

PODSUMOWANIE

Trasa jest fantastyczna widokowo i dość zaawansowana dzięki sporej ilości przewyższeń. Generalnie jest do zrobienia w jeden dzień i bardzo wielu rowerzystów tak właśnie ją pokonuje, niemniej nikt nie każe jej zaliczać za jednym zamachem. Rozbicie tej wycieczki na 2 dni pozwala jednak na spokojniejsze podejście do trasy i daje więcej czasu na cieszenie się otoczeniem – a jest czym. Cały czas po lewej stronie towarzyszą nam Tatry, a jeśli do tego trafimy fajną pogodę, jest co oglądać. Dodatkowo, można zabrać ze sobą osoby nieco mniej wytrenowane na rowerze, które nie byłyby w stanie pokonać ponad 200 km za jednym zamachem.

Wrażenia są niepowtarzalne i będę długo wspominał ten wypad  – zarówno ze względu na samą trasę, jak i doborowe towarzystwo. A może kiedyś powtórzę ją, tym razem zaliczając na raz?

Strona Główna

print
Facebooktwitterrssinstagram

Facebooktwitter