Przehyba Trail – nieznane oblicze Przehyby

…niedaleko przed sobą mam konkurenta. Dociskam jeszcze tempo, chociaż wąski szlak z wystającymi zewsząd korzeniami nie ułatwia sprawy. Mam wrażenie, jakby korzenie wręcz sięgały do moich nóg, próbując podciąć mnie i zatrzymać. Kilka razy źle stawiam stopę i urażam staw skokowy, ale na szczęście nic nie zgrzyta. Drę ile tylko można po tych zdradzieckich ścieżkach.

O BIEGU

Przehyba Trail to nowy bieg górski w Beskidzie Sądeckim. Organizatorem jest Agnieszka Faron, hardcorowa ultraska i znana już jako organizatorka biegów górskich Noraftrail. Możecie ją również spotkać na wielu innych biegach górskich, na swoim stoisku Norafsport albo w charakterze pomocnika organizatora (nie zapomnę, jak składała mnie do kupy na mecie Biegu Rzeźnika Ultra – dzięki Aga!).

Pierwsza edycja Przehyby Trail to jedna trasa, 30 km, z przewyższeniami ok. +/- 1400 m, wiodąca nieznanymi ścieżkami Beskidu Sądeckiego, w okolicach Przehyby. A to dopiero preludium, ponieważ w przyszłym roku, bieg ma się poszerzyć o trasę ultra. Start zorganizowany jest przy Leśniczówce w Gaboniu. W tym samym miejscu jest meta oraz całe biuro zawodów, które tym razem zorganizowane było pod chmurką. Bardzo kameralnie, ale ze wszystkim co trzeba. Zapisując się na ten bieg, wiedziałem, że Agnieszka niczego nie pominie i można liczyć na dobrą zabawę.

PRZEDBIEGI

Na kilka dni przed startem, odświeżałem prognozę pogody co 5 minut, bo nie zapowiadało się ciekawie. W dzień biegu miało lać i być nieprzyjemnie zimno… Na szczęście warunki okazały się nieco łaskawsze. Rano było chłodno, niebo zasnute chmurami ale nie wyglądało na to, żeby zaraz miało lunąć. Wsiadłem w auto, puściłem radio i ruszyłem w drogę.

Na miejscu podobnie zimno. Ubrałem bluzę i poszedłem odebrać pakiet, po czym schowałem się z powrotem do auta żeby przeczekać do startu. Wszamałem banana i naleśnik z dżemem. Jeszcze chwila w ciepełku i trzeba iść się rozgrzać. Temperatura zaczęła się przełamywać i już wiedziałem, że będzie dobrze, kiedy tylko ruszymy do biegu.

Ostatnie minuty to krótka odprawa i omówienie trasy, potem odliczanie, „klik” w zegarek i ruszamy. Pierwsze 500 metrów biegnę asfaltem, tylko delikatnie pod górkę, ale za dosłownie kilka sekund pod butami zgrzytają kamienie. Chwilę później nakrywają nas drzewa i połyka leśny szlak.

Pierwsze z trzech podejść, a wszyscy gnają ile sił. Z początku pociągnięty entuzjazmem, napieram na froncie, ale zaraz się reflektuję i wciskam hamulec. Powoli jestem wyprzedzany przez kolejnych biegaczy. To boli i chciałoby się pocisnąć, ale wiem, że z takim tempem spaliłbym się za szybko – lepiej wstrzymać koniec na początku, a potem się rozkręcać. Wrzucam swój bieg i wyrównuję rytm. Po chwili czuję już, że to moje tempo, a bieg staje się lżejszy.

Było pod górkę, to teraz czas wytracić trochę wysokości. Bieg w dół, przez las i błoto, z masą luźnych gałęzi trzaskających pod butami, nie daje szans na dobry rozpęd. Z resztą, to i tak tylko chwila i znowu trzeba przeć do góry. Drugie podejście jest lżejsze, a ja jestem już dobrze rozgrzany i złapałem fajny rytm. Podbiegam trochę odważniej, ale wciąż jeszcze zachowawczo – najdłuższy podbieg będzie za chwilę i tam trzeba mieć moc w nogach. Zaczynam wymijać kolejno tych, którzy trochę przechojraczyli na początku. Powolutku odzyskuję pozycję.

Znowu w dół – jak na karuzeli. Mało biegania, dużo skakania – wszędzie pod nogami plączą się gałęzie. Jak bieg z przeszkodami. Na szczęście dystans krótki, i po chwili trafiam na lepszą ścieżkę. Można się rozpędzić. Kolejnego zawodnika mijam na zakręcie, po wewnętrznej i lecę dalej. Trafiam na błotnistą zjeżdżalnię, którą pokonuję dwoma ślizgami, przecinam jakieś gospodarstwa, i obszczekiwany przez zaskoczone czworonogi wpadam na asfalt. Jeszcze chwila i docieram do punktu odżywczego.

NA PRZEHYBĘ!

Napełniam flaka z wodą, łykam banana i dwie kostki czekolady. No to w drogę. Zaczyna się najdłuższe podejście, na końcu którego czeka schronisko na Przehybie. Tu już trzeba włączyć wszystkie siły i napierać. Widzę przed sobą Daniela Gajosa, który dopiero co, 2 tygodnie temu, pokonał Ultra-Trail Małopolska 170 km. No cóż, pewnie tu sobie odpoczywa…

Nabijam żwawo pod górę, ale po chwili dochodzi mnie Sebastian, który gdzieś się na trasie zagapił. Zamieniamy kilka słów, po czym Seba dociska mocniej i zostawia mnie w tyle. Pierwsze kilometry niewiele podbiegam, ale po chwili teren robi się nieco łagodniejszy i można zwiększyć tempo. Wciągam żel i czuję się jak Popeye po puszcze szpinaku.

Im bliżej Przehyby, tym więcej podbiegam. Zaczynam też poznawać niektóre miejsca – tu zetknięcie z trasą Biegów w Szczawnicy, tam przecięcie znajomego szlaku. Z tego odcinka mam największą frajdę. Moja pozycja w biegu jest mocna – nikogo za plecami, a przede mną niezmordowanie napiera Daniel. Tu wiele się nie zmieni, więc można nacieszyć się samą trasą.

Trochę kluczenia po lasach i po dłuższej chwili wypadam na asfalt, gdzie wolontariusz kieruje mnie do góry (a jakże!) i mówi, że za 1,5 km schronisko. Plecy Daniela ciągle przede mną, ani na centymetr bliżej. Nie wiem czy to asfalt czy świadomość, że to już końcówka, ale jeszcze przyspieszam. Asfalt szybko się kończy i zaraz wbijam na znajomą ścieżkę, a zza zakrętu wyłania się dach schroniska.

Na punkcie wreszcie doganiam znajome plecy! Napełniam znowu wodę, łapię banana i 2 kostki czekolady, po czym opuszczam punkt. Daniel został, męcząc się ze swoją kamizelką biegową. Trasa prowadzi jeszcze trochę w górę, ale znam ten kawałek bardzo dobrze – zaraz zrobi się płasko, a potem już żółtym szlakiem w dół, do samej mety.

Zrobiło się zimno i wieje, aż ciary przechodzą. Lecę sam, ale wiem, że za plecami mam towarzystwo. Ani myślę się zatrzymywać i ubierać cieplej. Trasa kluczy i zawija wąskimi ścieżkami, ale jest świetnie oznaczona, więc cały czas wiem gdzie podążać. Mogę śmiało biec szybciej. Po chwili widzę jakiś ciemny kształt na trasie – to Magda Bogdan, ukryta niczym snajper, tuż obok ścieżki. Strzela do mnie z migawki, po czym zagrzewa do walki – niedaleko przed sobą mam konkurenta. Dociskam jeszcze tempo, chociaż wąski szlak z wystającymi zewsząd korzeniami nie ułatwia sprawy. Mam wrażenie, jakby korzenie wręcz sięgały do moich nóg, próbując podciąć mnie i zatrzymać. Kilka razy źle stawiam stopę i urażam staw skokowy, ale na szczęście nic nie zgrzyta. Drę ile tylko można po tych zdradzieckich ścieżkach.

Jest! Widzę niebieską koszulkę… coś się stało, bo idzie… może to tylko jakiś turysta? Nie, ma numer startowy. Podbiegam i pytam czy wszystko OK. Nie do końca, bo poobcierany i nie może biec – na szczęście nic poważnego – pacjent będzie żył. Ruszam dalej.

Teraz już jest coraz szybciej i coraz bardziej w dół. Wymijam w pędzie kilkoro turystów, a po chwili las wypluwa mnie na szeroką drogą, a zaraz na asfalt. No, teraz to już wciskam gaz do dechy. Ostatni kilometr pokonuję jak na zawodach na dychę i wpadam na bezdechu na metę! Moc była do końca i jest efekt! 5. miejsce! 03:10:43! To ile teraz mogę zjeść? ;)

 

DANE I LOGISTYKA

Dystans: 30 KM
Przewyższenie: +/-1390 m
Spalone kalorie: 2337 kcal
Spożyte kalorie: 2200 kcal
Średnie tempo: 6:27 min/km

Punkty żywieniowe:
– Obidza, ok. 12,5 km: woda, herbata, soki, izo, banany, pomarańcze, czekolada, batony energetyczne
– Przehyba, ok. 22,50 km: woda, herbata, soki, izo, banany, pomarańcze, czekolada, batony energetyczne, orzechy, rodzynki

Sprzęt:

  • Jedzenie (~2000 kcal): Przed startem: ryżanka z bananem (3 godziny przed), banan i naleśnik z dżemem (45 minut przed) = ~600 kcal
    • na trasie: 2 żele ALE (~220 kcal), 1 banan (~100 kcal), 4 kostki czekolady (~120 kcal), 1 baton (~180 kcal) = ~1000 kcal 
    • posiłek regeneracyjny: zupa pomidorowa z ryżem, 2 kawałki szarlotki = ~400 kcal
  • Nawadnianie (~200 kcal):
    • 1,5 l wody (uzupełniana na każdym punkcie odżywczym)
    • 500 ml izo  = ~200 kcal

Strategia:

  • Odżywianie – wczesne śniadanie – ryżanka na mleku z bananem, ok. 40 minut przed startem naleśnik z dżemem i banan. Jedzenie lekkostrawne, bez nadmiaru błonnika. Tra
  • sa powinna być szybka, więc biorę żele i jeden baton, rezerwowo. Jem co ok. 30-40 minutach, głównie żele, ale jeśli dadzą za mało energii, dorzucę batona. Na punkcie uzupełniam wodę, zjadam banana, ewentualnie czekoladę.
  • Nawadnianie – Regularnie, małymi łykami – najlepiej co ok. 15 minut. Nie ustawiam przypomnienia w zegarku (znam takich, co tak robią), ale staram się pilnować regularnego picia.
  • Podejścia – Podchodzę dynamicznie, a na wypłaszczeniach staram się podbiegać, ile się da. Pierwsze dwa podejścia z lekko zaciągniętym hamulcem, żeby starczyło sił na najdłuższe podejście na Przehybę. Jak dobrze pójdzie, z czasem powinienem nadrabiać i wyprzedzać kolejnych biegaczy.

  • Zbiegi – Dużo błota, więc nie będę leciał bez opamiętania, ale pocisnę, gdzie tylko się da.

Wnioski:

  1. Warunki – Rano bardzo rześko. Lekki chłód utrzymywał się cały czas (na Przehybie nawet 7-8 st. C – na szczęście tylko przez chwilę) – warunki bardzo dobre do biegania. Zero deszczu, a niekiedy wyszło słońce.
  2. Tempo – Było bardzo dobrze. Z początku przeszarżowałem, ale po pierwszym podbiegu wyhamowałem i złapałem swój rytm, co pozwoliło mi zejść do komfortowej strefy tętna. Dalej już trzymałem swoje tempo i od 9-10. km zacząłem wyprzedzać. Na najdłuższym podbiegu miałem siły żeby sporą część tego odcinka podbiegać. Tu umocniłem swoją pozycję, a na samej Przehybie jeszcze wyprzedziłem. Na zbiegu cisnąłem już coraz mocniej, zwalniając tylko na najwęższych i najbardziej niebezpiecznych odcinkach (ogromna ilość wystających korzeni).
  3. Odżywianie – Nic bym nie mógł poprawić. Miałem cały czas energię, żadnych problemów żołądkowych. Żel co 30 minut, a na najdłuższym podbiegu wsunąłem lekkostrawnego batona. Banany i czekolada na punktach, raczej złapane w locie niż opychanie się przy stole.

ORGANIZACJA I PODSUMOWANIE

Mimo, że była to pierwsza edycja Przehyby Trail i był to bardzo kameralny bieg, z biurem zawodów pod chmurką, widać już na pierwszy rzut oka, że organizacją zajęli się pasjonacji, doświadczeni biegacze i organizatorzy. Agnieszka Faron to już praktycznie „etatowa pomocniczka” wielu biegów górskich (wielokrotnie widziałem ją jak znaczyła trasy w Szczawnicy czy Bieszczadach), a także organizatora biegu górskiego w Beskidzie Wyspowym – Noraftrail, i to już dobrych kilka lat.

Dlatego, zapisując się na Przehybę Trail, wiedziałem, że będzie super zabawa i dobra organizacja. Tak też było. Trasa prowadziła nieznanymi ścieżkami, co rusz przecinając znane szlaki turystyczne. Jeśli ktoś brał udział w Biegach w Szczawnicy, z pewnością rozpozna wspólne odcinki i przecięcia tras. Mimo to, na pewno nie pomylisz trasy i nie pobiegniesz szlakami znanymi ze Szczawnicy – trasa Przehyba Trail jest bardzo dobrze i wyraźnie oznakowania. Trzeba się bardzo zagapić żeby zgubić trasę.

Biuro zawodów, start i meta zorganizowane w jednym miejscu – przy leśniczówce w Gaboniu. Na miejscu były pufy, leżaki i namioty, a także ognicho! Ale to dopiero po biegu. Przed startem odbiór pakietów (całkiem bogatych, jak na 1. edycję kameralnego biegu), krótka odprawa, omówienie trasy i ogień. Trasa dobrze zbudowana – jest kilkaset metrów na rozbieg i rozciągnięcie, a potem mocno do góry. Końcówka to ok. 6 km ciągłego zbiegu, bez żadnych sadyzmów „na pożegnanie trasy”, więc można odpocząć albo przycisnąć i powalczyć o czas.

A na mecie można świętować! Jest zupa pomidorowa z ryżem, można zrobić sobie kanapki z serem czy kabanosem, a kiełbasę zatknąć na kij i postawić na ognisku! Niech się wysmaża, a Ty w tym czasie skoczysz sobie jeszcze do szwedzkiego stołu z wybornymi ciastami, ciasteczkami (od Prospony, z Nowego Sącza), Batonikami od Willow, żelkami czy czekoladą. A może kawy? Herbaty? Proszę bardzo, niech się Pan poczęstuje!  Naprawdę, dla każdego coś dobrego :)

STATYSTYKI

Na bieg zapisało się 93 uczestników, a ukończyło 84. Ja ukończyłem na 5. pozycji OPEN, z czasem 03:10:43. Tu znajdziesz wszystkie moje wyniki.

Wyniki najlepszych przedstawiają się następująco:

Mężczyźni:
1. Michał Sedlak – 02:47:43
2. Piotr Tokarczyk – 02:56:40
3. Łukasz Tracz – 03:05:12

5. Marcin Suski – 03:10:43

Kobiety:
1. Nina Graboś – 03:41:50
2. Ewelina Gołdyn – 03:57:52
3. Beata Łopatkiewicz – 03:58:24

Pełne wyniki Przehyby Trail tutaj.

 

 

Strona główna

print
Facebooktwitter

Facebooktwitterrssinstagram